piątek, 2 sierpnia 2013

Witam wszystkich. Dzisiaj wrzucę opowiadanie, za które otrzymałam wyróżnienie. Dzięki niemu dowiedziałam się, że nie nadaję się do pisania komedii.


Wakacje Maksa
   Pewnego słonecznego, letniego popołudnia, gdy całe miasteczko tonęło w słonecznych promieniach, tak cudownych, że każdy spędzał czas na powietrzu, Maks Stańczyk, pięcioletni chłopczyk, siedział w ogródku przed domem i bawił się klockami "Lego". Był zabawnym i trochę niegrzecznym dzieckiem. Gęste, czarne włosy opadały na wypukłe czoło, zdradzające upór. Niebieskie oczy lśniły zawsze i patrzyły na każdego z ożywieniem. Wszystkie sąsiadki, zachwycały się jego urodą, niestety, o zachowaniu nikt dobrze nie mówił.
   Maksiu, rozpoczął właśnie, misję ratowniczą, gdy drzwi od balkonu otworzyły się z hukiem i na taras wszedł tata.
- Maksymilianie! Czemu pochowałeś wszystkie swoje zabawki do plecaka mamy? - zapytał zdenerwowany.
- Ponieważ, tatusiu, nie mogę ich zostawić. Obiecałem im to, a sam mówiłeś, że obietnic łamać nie można.
- Ale to są zabawki, Maks! Zabawki. Mówiłem ci, że nie możesz ich zabrać, ponieważ mogą się zgubić.
Maksiu zmarszczył brwi w zamyśleniu. Po chwili ciszy, powiedział:
- Tatusiu, masz rację. Wytłumaczę im to wieczorem.
- Dzięki Bogu - szepnął tata i wszedł do domu.
Maks z głośnym hukiem rozwalił bramy tajnej bazy wroga, aby ratować swoich plastikowych przyjaciół.
   Rano, trzeba było wstać bardzo wcześnie, ponieważ samolot do Chorwacji odlatywał o piątej rano. Chłopiec był bardzo podekscytowany. Wyobrażał sobie olbrzymi, zielony, wojskowy śmigłowiec i żołnierzy w ciemnych okularach. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy zobaczył zwykły samolot i nieciekawe panie, które w kółko powtarzały "Zapraszamy, zapraszamy, zapraszamy!", w głowie się kręciło. Na dodatek, przy starcie, trzeba było zapiąć pasy i słuchać poleceń stewardessy, tego chłopiec już nie pojmował.
   Maks wciąż kręcił się na siedzeniu, wzdychał i płakał. Rodzice nie potrafili uspokoić nerwowego synka.
- Chcesz klapsa!? - krzyknął tata.
Chłopiec jeszcze bardziej się rozpłakał, mówiąc, że jest bardzo nieszczęśliwy i jak wrócą do domu to ucieknie.
- Czy ty naprawdę, nie możesz zdobyć się na trochę cierpliwości? - zapytała mama.
- Jestem na urlopie. - burknął urażony mąż.
Mama Maksia, pokręciła tylko głową, przytuliła synka i nie odzywała się aż do lądowania.
   Hotel zachwycił chłopca. Był ogromny i piękny. Rodzice poszli do recepcji, żeby się zameldować. Pokoje były w porządku, choć Maks, wolałby mieszkać w domku na drzewie.
- Tato! - krzyknął chłopiec, siedząc na łóżku.
- Słucham. - odpowiedział tata.
- Chcę na plażę!
- Dobrze, zaraz pójdziemy, musimy się tylko rozpakować.
- Nudno!
- Maksiu - powiedziała mama, podchodząc do chłopca - My też chcemy iść na plażę, ale najpierw obowiązki.
- Obowiązki są do chrzanu!
- Wyrażaj się młodzieńcze! - krzyknął tata.
Maks rozpłakał się bardzo, mówiąc, że jeśli nie pójdą z nim na plażę, to więcej go nie zobaczą. Rodzice zostawili wszystko i poszli z synkiem.
   Plaża była duża a woda jeszcze większa. Rodzice rozłożyli koce i postawili parasol. Maks patrzył na otaczających go ludzi.
- Maksiu, muszę posmarować cię kremem do opalania - powiedziała mama.
- Nudno - odpowiedział chłopiec.
- Jeśli nie przestaniesz - powiedział tata - To ja ucieknę i więcej mnie nie zobaczysz!
- Jakież to dziecinne - odrzekł synek i westchnął.
Nagle, podbiegł jakiś chłopczyk. Popatrzył na wszystkich i powiedział:
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział mu Maks.
- Mówisz po mojemu? - zapytał zdziwiony chłopiec.
Maks pokiwał tylko głową, zastanawiając się czy chłopak, z którym rozmawia, dobrze się czuje.
- Chodź się bawić! - zawołał tamten z uśmiechem na twarzy.
Maks zadowolony, pobiegł za nowym kolegą, a mama opadła z ulgą na koc.
   Chłopiec poznał wielu zabawnych kolegów: Kubę, Marka i Mariusza. Bawili się razem, kłócili, nie odzywali do siebie i było bardzo fajnie.
   Rodzice zapisali swoje dzieci na naukę pływania. Kiedy przyszedł nauczyciel, chłopcy byli ustawieniu w szeregu a Maks pilnował porządku.
- Nazywam się Miguel Arango - powiedział nauczyciel - A wy?
- My nie - odpowiedział Kuba.
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Spokój! - krzyknął nauczyciel.
- Zróbmy tor przeszkód - zaproponował Maksiu - Jak w wojsku.
- Nie wytrzymałbyś tam, młodzieńcze - rzekł nauczyciel.
- Pan, widać nie wytrzymał, skoro jest pan tutaj.
Miguel poczerwieniał na twarzy i kazał robić dzieciom skłony i ćwiczenia na rozciąganie. Wreszcie instruktor zagwizdał i pozwolił chłopcom wejść powoli do wody. Wszyscy zaczęli krzyczeć i rzucać się na fale, tylko jeden został na plaży i płakał. Pan, podszedł do niego, chwilkę z nim rozmawiał, później wziął za rękę i wprowadził do wody. Chłopiec zaczął krzyczeć, że jest mu zimno i jak zaraz nie wyjdzie, to umrze. Nauczyciel zaprowadził chłopca z powrotem na piasek i kazał wyjść wszystkim z wody. Maks i jego koledzy byli bardzo zdenerwowani, że nie popływają przez jakiegoś beksę.
   Następnego dnia, Maksiu poszedł na plażę z tatą, Kubą, Markiem i Mariuszem.
- Pobawcie się grzecznie - powiedział tata - Ja sobie poleżę i się poopalam.
Chłopcy zaczęli bawić się piłką. Kuba, z całej siły, kopnął futbolówkę, która uderzyła w głowę ratownika. Rozzłoszczony mężczyzna, podszedł to taty Maksia i powiedział, aby lepiej uspokoił swoje pełne energii dzieci, bo jeszcze komuś coś się stanie. Tata Maksa bardzo przeprosił za zachowanie syna i jego kolegów. Ratownik odszedł z głową uniesioną do góry.
- Chłopcy, pobawcie się w coś innego - powiedział tata.
- Słuchamy pańskich pomysłów - powiedział urażony Marek - No, to w co mamy się pobawić?
- W cokolwiek - odpowiedział zmęczony mężczyzna.
- A jest taka zabawa? - zapytał zdziwiony Mariusz.
- Oczywiście, że nie ma - powiedział Maks.
- Jest! Ty wstrętny kłamco! - krzyknął chłopak - Po prostu, nie chcecie, abym poznał tę zabawę!
Mariusz zaczął strasznie płakać, mówiąc, że jeśli mu nie powiedzą, co to za zabawa, to rzuci się do wody z rozpaczy.
- Spokojnie, spokojnie - uspokoił go tata - Ta zabawa, to zabawa w wojsko. Prawda Maksiu?
Maks, nic nie rozumiejąc, przytaknął. Chłopcy krzycząc, pobiegli bawić się w żołnierzy, a ojciec położył się z ulgą na kocu.
   Po paru godzinach, przyszedł ten sam ratownik i zaczął krzyczeć na tatę Maksa, opluwając go przy tym niemiłosiernie, aby zabrał swoje dzieci do hotelu i przetrzepał im skórę za to, że ustawiają ludzi w szeregach i wiążą im ręce skakanką. Ojciec Maksia, wstał szybko i ruszył za ratownikiem. Zobaczył szereg zdziwionych i związanych ludzi.
- Ruszać się kluchy leniwe! - krzyknął Maks - Do roboty!
- Maks! - krzyknął tata, zrozpaczonym głosem - Proszę cię, odwiąż tych ludzi i biegiem do hotelu! Wszyscy!
- Koniec misji, przyjaciele! - zawołał Kuba - Byliście dobrymi żołnierzami.
Tata Maksia przepraszał wszystkich, prosząc o wybaczenie. Chłopcy zadowoleni, ze swej misji, wrócili do hotelu.
   I tak, toczył się dzień za dniem, aż nadszedł czas powrotu do domu. Maksiu, z jednej strony, bardzo cieszył się, że wraca, bo będzie mógł opowiedzieć wszystko swoim zabawkom, z drugiej, myśl o rozstaniu z kolegami, była nie do zniesienia. Chłopcy, przy rozstaniu, śmiali się i płakali.
- To co dobre, szybko się kończy - powiedziała mama.
Maks to wiedział, wiedział także, że były to jego najlepsze wakacje, w jego nie najdłuższym życiu.

1 komentarz:

  1. A!!! Aż mnie oczy bolą po dwóch linijkach! Zrób jakąś większą czcionkę, albo zmień tło, bo czytać się nie da :c

    Skom? http://kawiarenka-balladyny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń