Wakacje Maksa
Pewnego słonecznego, letniego popołudnia, gdy całe miasteczko tonęło w słonecznych promieniach, tak cudownych, że każdy spędzał czas na powietrzu, Maks Stańczyk, pięcioletni chłopczyk, siedział w ogródku przed domem i bawił się klockami "Lego". Był zabawnym i trochę niegrzecznym dzieckiem. Gęste, czarne włosy opadały na wypukłe czoło, zdradzające upór. Niebieskie oczy lśniły zawsze i patrzyły na każdego z ożywieniem. Wszystkie sąsiadki, zachwycały się jego urodą, niestety, o zachowaniu nikt dobrze nie mówił.
Maksiu, rozpoczął właśnie, misję ratowniczą, gdy drzwi od balkonu otworzyły się z hukiem i na taras wszedł tata.
- Maksymilianie! Czemu pochowałeś wszystkie swoje zabawki do plecaka mamy? - zapytał zdenerwowany.
- Ponieważ, tatusiu, nie mogę ich zostawić. Obiecałem im to, a sam mówiłeś, że obietnic łamać nie można.
- Ale to są zabawki, Maks! Zabawki. Mówiłem ci, że nie możesz ich zabrać, ponieważ mogą się zgubić.
Maksiu zmarszczył brwi w zamyśleniu. Po chwili ciszy, powiedział:
- Tatusiu, masz rację. Wytłumaczę im to wieczorem.
- Dzięki Bogu - szepnął tata i wszedł do domu.
Maks z głośnym hukiem rozwalił bramy tajnej bazy wroga, aby ratować swoich plastikowych przyjaciół.
Rano, trzeba było wstać bardzo wcześnie, ponieważ samolot do Chorwacji odlatywał o piątej rano. Chłopiec był bardzo podekscytowany. Wyobrażał sobie olbrzymi, zielony, wojskowy śmigłowiec i żołnierzy w ciemnych okularach. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy zobaczył zwykły samolot i nieciekawe panie, które w kółko powtarzały "Zapraszamy, zapraszamy, zapraszamy!", w głowie się kręciło. Na dodatek, przy starcie, trzeba było zapiąć pasy i słuchać poleceń stewardessy, tego chłopiec już nie pojmował.
Maks wciąż kręcił się na siedzeniu, wzdychał i płakał. Rodzice nie potrafili uspokoić nerwowego synka.
- Chcesz klapsa!? - krzyknął tata.
Chłopiec jeszcze bardziej się rozpłakał, mówiąc, że jest bardzo nieszczęśliwy i jak wrócą do domu to ucieknie.
- Czy ty naprawdę, nie możesz zdobyć się na trochę cierpliwości? - zapytała mama.
- Jestem na urlopie. - burknął urażony mąż.
Mama Maksia, pokręciła tylko głową, przytuliła synka i nie odzywała się aż do lądowania.
Hotel zachwycił chłopca. Był ogromny i piękny. Rodzice poszli do recepcji, żeby się zameldować. Pokoje były w porządku, choć Maks, wolałby mieszkać w domku na drzewie.
- Tato! - krzyknął chłopiec, siedząc na łóżku.
- Słucham. - odpowiedział tata.
- Chcę na plażę!
- Dobrze, zaraz pójdziemy, musimy się tylko rozpakować.
- Nudno!
- Maksiu - powiedziała mama, podchodząc do chłopca - My też chcemy iść na plażę, ale najpierw obowiązki.
- Obowiązki są do chrzanu!
- Wyrażaj się młodzieńcze! - krzyknął tata.
Maks rozpłakał się bardzo, mówiąc, że jeśli nie pójdą z nim na plażę, to więcej go nie zobaczą. Rodzice zostawili wszystko i poszli z synkiem.
Plaża była duża a woda jeszcze większa. Rodzice rozłożyli koce i postawili parasol. Maks patrzył na otaczających go ludzi.
- Maksiu, muszę posmarować cię kremem do opalania - powiedziała mama.
- Nudno - odpowiedział chłopiec.
- Jeśli nie przestaniesz - powiedział tata - To ja ucieknę i więcej mnie nie zobaczysz!
- Jakież to dziecinne - odrzekł synek i westchnął.
Nagle, podbiegł jakiś chłopczyk. Popatrzył na wszystkich i powiedział:
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział mu Maks.
- Mówisz po mojemu? - zapytał zdziwiony chłopiec.
Maks pokiwał tylko głową, zastanawiając się czy chłopak, z którym rozmawia, dobrze się czuje.
- Chodź się bawić! - zawołał tamten z uśmiechem na twarzy.
Maks zadowolony, pobiegł za nowym kolegą, a mama opadła z ulgą na koc.
Chłopiec poznał wielu zabawnych kolegów: Kubę, Marka i Mariusza. Bawili się razem, kłócili, nie odzywali do siebie i było bardzo fajnie.
Rodzice zapisali swoje dzieci na naukę pływania. Kiedy przyszedł nauczyciel, chłopcy byli ustawieniu w szeregu a Maks pilnował porządku.
- Nazywam się Miguel Arango - powiedział nauczyciel - A wy?
- My nie - odpowiedział Kuba.
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Spokój! - krzyknął nauczyciel.
- Zróbmy tor przeszkód - zaproponował Maksiu - Jak w wojsku.
- Nie wytrzymałbyś tam, młodzieńcze - rzekł nauczyciel.
- Pan, widać nie wytrzymał, skoro jest pan tutaj.
Miguel poczerwieniał na twarzy i kazał robić dzieciom skłony i ćwiczenia na rozciąganie. Wreszcie instruktor zagwizdał i pozwolił chłopcom wejść powoli do wody. Wszyscy zaczęli krzyczeć i rzucać się na fale, tylko jeden został na plaży i płakał. Pan, podszedł do niego, chwilkę z nim rozmawiał, później wziął za rękę i wprowadził do wody. Chłopiec zaczął krzyczeć, że jest mu zimno i jak zaraz nie wyjdzie, to umrze. Nauczyciel zaprowadził chłopca z powrotem na piasek i kazał wyjść wszystkim z wody. Maks i jego koledzy byli bardzo zdenerwowani, że nie popływają przez jakiegoś beksę.
Następnego dnia, Maksiu poszedł na plażę z tatą, Kubą, Markiem i Mariuszem.
- Pobawcie się grzecznie - powiedział tata - Ja sobie poleżę i się poopalam.
Chłopcy zaczęli bawić się piłką. Kuba, z całej siły, kopnął futbolówkę, która uderzyła w głowę ratownika. Rozzłoszczony mężczyzna, podszedł to taty Maksia i powiedział, aby lepiej uspokoił swoje pełne energii dzieci, bo jeszcze komuś coś się stanie. Tata Maksa bardzo przeprosił za zachowanie syna i jego kolegów. Ratownik odszedł z głową uniesioną do góry.
- Chłopcy, pobawcie się w coś innego - powiedział tata.
- Słuchamy pańskich pomysłów - powiedział urażony Marek - No, to w co mamy się pobawić?
- W cokolwiek - odpowiedział zmęczony mężczyzna.
- A jest taka zabawa? - zapytał zdziwiony Mariusz.
- Oczywiście, że nie ma - powiedział Maks.
- Jest! Ty wstrętny kłamco! - krzyknął chłopak - Po prostu, nie chcecie, abym poznał tę zabawę!
Mariusz zaczął strasznie płakać, mówiąc, że jeśli mu nie powiedzą, co to za zabawa, to rzuci się do wody z rozpaczy.
- Spokojnie, spokojnie - uspokoił go tata - Ta zabawa, to zabawa w wojsko. Prawda Maksiu?
Maks, nic nie rozumiejąc, przytaknął. Chłopcy krzycząc, pobiegli bawić się w żołnierzy, a ojciec położył się z ulgą na kocu.
Po paru godzinach, przyszedł ten sam ratownik i zaczął krzyczeć na tatę Maksa, opluwając go przy tym niemiłosiernie, aby zabrał swoje dzieci do hotelu i przetrzepał im skórę za to, że ustawiają ludzi w szeregach i wiążą im ręce skakanką. Ojciec Maksia, wstał szybko i ruszył za ratownikiem. Zobaczył szereg zdziwionych i związanych ludzi.
- Ruszać się kluchy leniwe! - krzyknął Maks - Do roboty!
- Maks! - krzyknął tata, zrozpaczonym głosem - Proszę cię, odwiąż tych ludzi i biegiem do hotelu! Wszyscy!
- Koniec misji, przyjaciele! - zawołał Kuba - Byliście dobrymi żołnierzami.
Tata Maksia przepraszał wszystkich, prosząc o wybaczenie. Chłopcy zadowoleni, ze swej misji, wrócili do hotelu.
I tak, toczył się dzień za dniem, aż nadszedł czas powrotu do domu. Maksiu, z jednej strony, bardzo cieszył się, że wraca, bo będzie mógł opowiedzieć wszystko swoim zabawkom, z drugiej, myśl o rozstaniu z kolegami, była nie do zniesienia. Chłopcy, przy rozstaniu, śmiali się i płakali.
- To co dobre, szybko się kończy - powiedziała mama.
Maks to wiedział, wiedział także, że były to jego najlepsze wakacje, w jego nie najdłuższym życiu.
A!!! Aż mnie oczy bolą po dwóch linijkach! Zrób jakąś większą czcionkę, albo zmień tło, bo czytać się nie da :c
OdpowiedzUsuńSkom? http://kawiarenka-balladyny.blogspot.com/