niedziela, 4 sierpnia 2013

Krótko.

   Kiedy byłam mała, każdej nocy, przychodził do mnie mężczyzna. Ubrany był w kolorowy płaszcz i czerwony kapelusz, który zasłaniał mu twarz. Nigdy nie mogłam zobaczyć jego oblicza. Nie wiem, czy był stary, czy młody. Zawsze siadał na skórzanym, brązowym fotelu, który tak bardzo lubił tata. Wiedziałam, że mnie obserwuje, czeka na coś. Nie bałam się. Dziwne, prawda? Moja podświadomość mówiła mi, że jest to anioł stróż, który mnie pilnuje i tylko ja mogę go zobaczyć. Byłam dzieckiem.
   Pewnej nocy, kiedy otworzyłam oczy, jego nie było. Jednak czułam, że jest w domu. Lodowaty dreszcz, wstrząsnął mym kruchym ciałem. Powoli wstałam z łóżka. Na drżących nogach podeszłam do drzwi i uchyliłam je. Na korytarzu nikogo nie było. Wyszłam z pokoju i zaczęłam nasłuchiwać. Nagle ciemność otoczyła mnie i chwyciła za gardło. Nie mogłam oddychać a oczy zaszły mi łzami. To właśnie tak wygląda koniec - pomyślałam przerażona. Usłyszałam hałas w pokoju starszego brata. Zebrałam całą swoją odwagę, jaka mi pozostała i nie zważając na trudności z oddychaniem, pobiegłam. Chwyciłam za klamkę i z głośnym hukiem otworzyłam drzwi. Stał tam. Mroczny i tajemniczy. W prawej ręce trzymał czarny sztylet.
- Zostaw go! - wydyszałam cichutko.
Podszedł do mnie powoli, pogłaskał po policzku nożem i powiedział:
- W życiu, trzeba być dobrym. Egoizm karzemy surowo. Znajdę cię i zabiję jeśli się tego nie nauczysz. Powiedz bratu. Ma mało czasu.
I odszedł. Więcej go nie widziałam. Lekcję zapamiętałam.
Rano,  sprzątaczka znalazła martwych sąsiadów.


Podzielę się z Wami piosenką, która zawładnęła moją głową:

PS Będę pracować nad tłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz